Wprowadzony przez Rosję zakaz wjazdu europejskich pojazdów ciężarowych na teren państwa, miał spowodować zwiększenie konkurencyjności tamtejszych firm transportowych, dzięki czemu lokalni przewoźnicy będą mogli pozyskać dodatkowe zlecenia.
Oczywiście jest to wyłącznie oficjalna wersja — nieoficjalnie, zakaz ma także być odpowiedzią za sankcję, które nałożyły inne europejskie państwa. Co ciekawe, decyzja podjęta przez rząd rosyjski nie tylko nasiliła zachodnie restrykcje, ale uderzyła także we własny rynek.
Przypomnijmy, że w odpowiedzi na sankcje nałożone na Rosję przez UE, tamtejsze władze wprowadziły tymczasowy zakaz wjazdu do kraju ciężarówek, które zarejestrowane są w UE, Ukrainie i Norwegii.
Transport realizowany jest na podobnej zasadzie, jak ma to miejsce w Białorusi od 16 kwietnia — ciężarówki mogą podjechać wyłącznie do strefy przygranicznej, gdzie mogą zostawić przewożony towar.
Co ważne, już na etapie wprowadzania restrykcji, tamtejszy rynek podzielił się na dwie grupy:
- przewoźnicy ze zrzeszenia ASMAP, którzy zgadzają się na wprowadzenie nowych zmian,
- producenci żywności z ośmiu organizacji, którzy boją się, że z powodu zakazu, zaburzą się łańcuchy dostaw i w kraju zabraknie towarów.
Strzał w stopę
Rosyjski rząd już od bardzo dawna informował o wprowadzaniu „lustrzanych sankcji”. Mimo
sprzeciwu ze strony resortu rolnictwa, przemysłu i handlu, już w maju delegacja Dumy Państwowej, Ministerstwa Transportu, ASMAP i Federalnej Służby Celnej Rosji pojechała na Białoruś, aby dowiedzieć się, jak tam funkcjonuje przeładunek na terminalach.
Po powrocie zapadła decyzja (mimo że w tamtym momencie nie była ona jeszcze zupełnie oficjalna) o wprowadzaniu zakazu wjazdu ciężarówek z Unii Europejskiej.
Już tydzień po wprowadzeniu tych restrykcji okazało się, że obawy przedsiębiorców były w pełni podstawne, a zmiany nie przyniosły dla tamtejszego rynku żadnych korzyści.
Igor Prochin, dyrektor generalny Instytutu Logistyki i Zarządzania Łańcuchem Dostaw Federacji Rosyjskiej zaznacza, że pomysłodawcy byli przekonani, że takie rozwiązanie zagwarantuje rosyjskim przewoźnikom zlecenia, a europejskie firmy przewozowe zmniejszą stawkę, by podporządkować się tamtejszym władzom.
Oczywiście tak się nie stało. Przewoźnicy z UE przewożą ładunki wyłącznie do granicy, i jednocześnie ponieśli swoje dotychczasowe stawki przynajmniej o 10%.
Warto dodać, że są to już kolejne tak znaczne wahania stawek na tamtejszym rynku, a pierwsza z nich nastąpiła już kilka miesięcy po ataku Rosji na Ukrainę. Powodem był niedobór towarów na krajowych trasach, wskutek czego rosyjscy przewoźnicy obniżyli swoje stawki niemal o połowę, natomiast cena z przewozu z UE do Rosji wzrosły o 200-300%.
Średnia stawka przewozu na trasie Włochy-Moskawa wynosiła 8 tys. euro, Niemcy-Moskwa ok. 6,5 tys. euro, a Polska-Moskwa – 4,5 tys. euro. W związku ze wzrostem stawek u przewoźników z Unii Europejskiej ceny wahają się od 8 do nawet 19 tys.euro za jedną ciężarówkę.
Tatiana Gabowa z firmy Niewskij Terminal uważa, że rosyjscy przewoźnicy powinni znaleźć jakiekolwiek sposoby, aby ominąć przeszkody administracyjne nakładane przez urzędników rosyjskich.
Według szacunków, przed rozpoczęciem wojny na terenie Rosji funkcjonowało ok. 3 tys. przewoźników, którzy w ramach swojej oferty realizowali przewozy międzynarodowe, które wykonywało nawet 45 tys. ciężarówek.
ASMAP wyliczyło, że w ciągu sześciu miesięcy, przewoźnicy z Rosji mogli łącznie stracić ponad 360 mln euro.
Nieracjonalne bariery
Co więcej, rosyjskie restrykcje nie tylko negatywnie wpływają na tamtejszy rynek transportowy, ale także na konsumentów. Przeładunek lub wymiana przyczepy nie jest możliwa dla około 60 rodzajów ładunków.
Wielu ekspertów uważa, że próby obejścia tych przepisów mogą negatywnie wpłynąć na właściwości konsumpcyjne przewożonych towarów.
Zdaniem Natalii Nazarowej z Instytutu Biznesu i Rozwoju Gospodarczego, rosyjskie ograniczenia mogą znacznie utrudnić import niektórych surowców, które służą do produkcji żywności. Dodatkowo mogą wzrosnąć ceny sprzętu, który wykorzystywany jest w transporcie spożywczym.
W swojej wypowiedzi dodaje także, że już niedługo może pojawić się problem z nadmiernym obciążeniem branży transportowej, zwłaszcza przy niedoborze kierowców, który ciągle się pogłębia na skutek częściowej mobilizacji obywateli do wojska.