Zredukowanie emisji CO₂ aż o 30% do roku 2030 w Unii Europejskiej przez samochody może okazać się niewystarczające, aby kraje w ciągu kolejnych dwudziestu lat przekształciły się w kraje zeroemisyjne.
Z tego powodu nie tylko producenci pojazdów osobowych i dostawczych, ale także właściciele firmy transportowe będą musieli liczyć się z nowymi wymogami i restrykcjami.
Transport drogowy jest jednym z czynników doprowadzających do wydzielania się gazów cieplarnianych, które w następstwie przyczyniają się do powstawania efektu cieplarnianego i zmiany klimatu.
Jak się okazuje, to właśnie transport samochodowy stanowi prawie jedną trzecią (bo aż 29%) całkowitej emisji tych gazów. Winnymi są nie same samochody, lecz ich silniki, które spalają olej napędowy lub benzynę.
To właśnie te statystyki zaniepokoiły osoby, które są świadome nadchodzącej katastrofy klimatycznej. Świadomość ludzi dotycząca nadchodzącej katastrofy klimatycznej oraz polityka UE sprawia, że konstrukcja silników samochodowych będzie musiała zostać zmieniona.
Co więcej, również wykorzystywanie starszych samochodów ma zostać ograniczone. Co za tym idzie, już niedługo na drogach będziemy widzieć większość pojazdów, które mają napęd elektryczny lub hybrydowy.
Samochody osobowe z silnikami elektrycznymi lub hybrydowymi to nie rewolucja. Rewolucją, która przyniesie dobre zmiany, będzie zastosowanie napędu elektrycznego w samochodach dostawczych. Dlaczego?
Dlatego, że prawie 10% wszystkich samochodów odpowiadających za emisję gazów cieplarnianych stanowią samochody transportowe o masie ładunku do 3,5 tony. Zastosowanie napędu elektrycznego w takich samochodach będzie stopniowo wdrażane, a w ciągu kolejnych dwudziestu lat większość pojazdów dostawczych mają stanowić właśnie tzw. elektryki.
Wymogi UE mają przyczyniać się do tej zmiany. Zgodnie z rozporządzeniem Unii Europejskiej z 2019 roku dotyczącym emisji CO₂, samochody ciężarowe sprzedawane w roku 2025 mają planowo emitować aż o 15% mniej dwutlenku węgla, a te w 2030 już 30% mniej.
Zredukowanie emisji CO₂ do 2030 o 30% może nie wystarczyć, aby zredukować skalę globalnego ocieplenia. Z tego powodu gospodarki EU zaostrzają wymogi. Powstał również nowy cel klimatyczny, którego założeniem jest zmniejszenie wydzielania gazów cieplarnianych do 2050 r. do 0%.
Aby osiągnąć ten cel, Komisja Europejska przygotowała nowe propozycje, zgodnie z którymi proces redukcji emisji dwutlenku węgla przez pojazdy dostawcze ma zostać przyspieszony.
Co za tym idzie, w 2035 roku do obrotu sprzedażowego mają zostać dopuszczone tylko zeroemisyjne pojazdy dostawcze.
Z ciężkimi pojazdami ciężarowymi może nie być tak łatwo. Ich udział w całkowitej emisji gazów cieplarnianych stanowi około 6%. Ta liczba w najbliższych latach może się niestety powiększyć.
Według ekspertów ze Światowego Forum Ekonomicznego (ang. World Economic Forum) zapotrzebowanie na usługi transportowe w Europie do 2050 roku wzrośnie co najmniej 3-krotnie. W przyszłości planowana jest również zmiana napędu w tych pojazdach – na baterie elektryczne (BEV) lub na napęd wodorowy (FCEV).
Z takimi zmianami zawsze wiążą się jakieś problemy. Pierwszym z nich jest ograniczony zasięg pojazdów elektrycznych – do 400 km. Drugim brak rozwiniętej infrastruktury, która pozwalałaby na bardzo szybkie doładowywanie elektrycznych ciężarówek.
W planach jest rozmieszczenie przy europejskich autostradach urządzeń o mocy 750 kW pozwalających na szybkie naładowanie samochodu ciężarowego.
W celu pozostania na rynku i sprostania wymogom UE największe firmy produkujące samochody ciężarowe łączą ze sobą siły. Na przykład Volvo i Daimler w 2020 roku zawiązały spółkę joint venture, która ma na celu umożliwienie badań nad techniką wodorową (FCEV) oraz jej komercjalizację.
W 2025 roku sprzedaż ciężarówek z napędem elektrycznym (BEV) ma stanowić 7% sprzedaży wszystkich pojazdów ciężarowych w Europie. W ciągu następnych 5 lat liczba ta ma się zwiększyć aż do 43%.
Producenci pojazdów ciężarowych nie tylko zawiązują koalicję ze względu na rozwój samego napędu samochodów, ale również ze względu na rozwój infrastruktury, pozwalającej na ładowania pojazdów tego typu.
Koszt budowy takiej infrastruktury nie będzie tani – może kosztować nawet wiele miliardów euro. Zawiązanie spółki przez Volvo, Daimler Truck oraz Traton ma prowadzić do powstania sieci 1700 punktów ładowania ciężarowych elektryków. Na razie przeznaczono na ten cel 500 mln euro.
Polska ma największą flotę pojazdów ciężarowych wśród państw UE (prawie 20%). Jednak, aby pozostać liderem, polskie firmy transportowe będą musiały szybko dostosować się do wymagań emisyjnych.
Jest to jak najbardziej realne. Niepokój może jednak budzić rozwój infrastruktury, a raczej koszty związane z jej budową, które mogą sięgać od 19 do 20 mld euro.